Chciałbym złożyć wyjaśnienia i sprostować pomówienia i insynuacje, jakie przedstawione zostały w tekście 'Co z rzetelnością?', 'Fakty Krotoszyńskie' nr 2 z 12 stycznia 2005 r. s. 2. Nie wiem, co autorka tekstu zarzuca tym, którzy przyszli na spotkanie do kina zorganizowane przez 'Rzecz Krotoszyńską', z jej słów przebija żal o to, że w grupie obecnych byli urzędnicy i 'nie omieszkali też w tym uczestniczyć' sołtysi, osiedlowi przewodniczący. Brzmi to jak zarzut wobec obecnych. Nie, nie było żadnej listy obecności, jak próbuje sugerować. To chyba naturalne, że na takie spotkania przychodzą ci, którzy są najbardziej zainteresowani, czyli osoby, które w jakiś sposób odpowiadają za grupę mieszkańców. Może po prostu większość mieszkańców naszej gminy uznała, że wystarczy, jeśli pójdą ich przedstawiciele? Choć też cieszyłbym się, gdyby przyszło więcej osób, także gotowych do zadawania mi różnych pytań. Wolałbym odpowiadać na pytania i zarzuty stawiane mi w oczy, a nie na jakieś niejasne pomówienia za plecami, wygłaszane zazwyczaj przez te same osoby.
Nerwy? Podobno autorka widziała w oczach obecnego na spotkaniu dyrektora jednego z zakładów budżetowych zdenerwowanie. Ktoś się denerwuje, a więc co? Trzeba go obsmarować w gazecie? Nerwy są często na takich spotkaniach, gdy trzeba odpowiadać na pytania bez przygotowania. Tylko jedni potrafią panować nad emocjami, a inni nie.
W sięganiu po fundusze unijne, o czym pisze autorka, chodzi nie tylko o wypisanie wniosku i nikt z nas nie oczekuje za to głębokich ukłonów. Po prostu niełatwo jest przekonać komisje oceniające, że akurat nasz wniosek zasługuje na dofinansowanie, tym bardziej że chętnych jest sporo, a pieniędzy jak zwykle za mało. Patrząc na sytuację w takim kontekście, warto docenić pracę gminnych urzędników, bo inne samorządy też zabiegają o pieniądze. A tych - przypomnę to jeszcze raz - nie starczy dla wszystkich, dostają więc tylko najlepsi. Którzy przygotują wnioski najlepsze i gwarantujące dobre wykorzystanie funduszy. Nie oczekujemy zatem bicia pokłonów, ale tylko obiektywnego ocenienia naszych umiejętności. Wspomniałem o uzyskanych dofinansowaniach na spotkaniu, bo cieszę się, że to właśnie my dostaliśmy tyle. Dzięki przyznanym ostatnio 10 mln zł łatwiej przyjdzie nam skanalizować kolejną część miasta.
Czerwień widziała autorka na tym spotkaniu? Chyba to były wypieki na twarzach kolegów z jej otoczenia, którzy w napięciu słuchali pytań i odpowiedzi, sami 'nie omieszkując' zachować milczenia.
Tak, uważam, że często mijacie się z prawdą w swoich tekstach, tak to oględnie nazwę. Nie żądam za każdym razem sprostowania, bo dobrze pamiętam, ile czasu musiałem poświęcić, upominać się, aby zamieścić jedno tylko sprostowanie. Odbyły się rozmowy, na których prosiłem o wyjaśnienie. Dzwoniłem, tłumaczyłem. Groch o ścianę. Nie działacie jak prawdziwi dziennikarze, bo wybiórczo stosujecie interpretujecie sobie prawo prasowe. A mi nie zależy na spotkaniach w sądzie, co sugeruje autorka tekstu, choć czara goryczy kiedyś może się w końcu przelać.
Co do ostatniej sprawy poruszonej przez autorkę tekstu - certyfikatów 'Gmina Fair-Play' i 'Przedsiębiorstwo Fair-Play': Kto jej powiedział, że taki certyfikat się kupuje? Kupić, moi drodzy, to można raczej 'Fakty Krotoszyńskie', może też dziennikarskie teksty (jak na przykład ten, do którego się odnoszę) i zdaje się, że samych dziennikarzy. Certyfikat się zdobywa, jeśli spełni się wymagania określone przez oceniających. Certyfikat, czyli świadectwo, ma za zadanie przekonać obcych, którzy nas nie znają, o tym, że coś potrafimy albo dobrze się na czymś znamy. W tym wypadku certyfikat zaświadcza, że gmina należycie traktuje przedsiębiorców i zwykłych mieszkańców, że działa zgodnie z prawem, że stwarza korzystny klimat dla dalszego rozwoju. Certyfikat jest rękojmią dla potencjalnych inwestorów, szukających dodatkowych informacji o gminie. Myślę, że większość samorządów zainteresowanych dalszym rozwojem będzie starać się o taki tytuł. Jest to po prostu kolejne wyzwanie, przed którym stajemy: sprawdzić się. To samo odnosi się do firm, które zdobyły - zdobyły, nie kupiły - tytuł 'Przedsiębiorstwo Fair-Play'. One też musiały spełnić określone warunki.
I jeszcze niezbędna uwaga odnośnie znamiennego tytułu 'Co z rzetelnością?' Komu autorka zadaje to pytanie? Mnie czy swojej redakcji? Jak wygląda rzetelność Faktów i wiarygodność redakcyjnych konsultantów w świetle debaty o przyszłości Krotoszyna przeprowadzonej 11 stycznia w Domu Cechu? Na którą przyszedłem, choć miano zamiar przeprowadzić ją bez obecności burmistrza Krotoszyna, za to w obecności burmistrza i przewodniczącego Rady Miejskiej Jarocina. Jarocina obstawionego wielkimi marketami, z wymarłym handlem na Rynku!? To są doradcy Faktów (!) Krotoszyńskich!? Dokąd chcielibyście zaprowadzić Krotoszyn? To przecież w Jarocinie powstał Kaufland, który nie mógł dostać się do Krotoszyna! Więc teraz ja zadam pytanie Faktom: Co z tą rzetelnością?
Julian Jokś
Burmistrz Krotoszyna